Et de trois ! Après Ozzy Osbourne et les Foo Fighters, c'est au tour de Marilyn Manson de confirmer sa venue pour l'édition 2018 du Download Festival Paris, à ne pas manquer les 15, 16, 17 et “Marilyn Manson will perform at Download Madrid! The festival takes place June 28-30 2018. https://t.co/YzG3tSzukd” The performance on October 30, 2018 took place at Hard Rock Live in Hollywood, Florida, USA. Lineup . Marilyn Manson – vocals; Paul Wiley – guitar, backing vocals; Juan Alderete – bass, backing vocals; Gil Sharone – drums; Setlist "Creepin n Lurkin" "Cruci-Fiction in Space" "Angel with the Scabbed Wings" "Rock Is Dead" "This Is the New Marilyn Manson Palais Omnisports de Paris-Bercy, Paris - Nov 28, 2003 Nov 28 2003 Marilyn Manson Westfalenhalle, Dortmund - Nov 29, 2003 Nov 29 2003 Last updated: 23 Nov 2023, 16:16 Etc/UTC 9: The Fight Song. Taken from the band’s fourth album, Holy Wood (In The Shadow Of The Valley Of Death), “Fight Song” saw Marilyn Manson embrace their glam rock influences. The video kit power amplifier yang bagus untuk subwoofer rumahan. Marilyn Manson wreszcie wydaje album, który zapowiada od co najmniej roku. 6 października 2017 ukaże się dzieło zatytułowane „Heaven Upside Down”. Niestety Manson zrezygnował z bardziej błyskotliwego tytułu „Say10”. Równie mało błyskotliwa jest okładka przedstawiająca zdjęcie Mansona w kożuchu, ale w końcu najbardziej czekamy na zawartość muzyczną. Pierwszym utworem promującym wydawnictwo jest 'We Know Where You Fucking Live’:Wraz z datą premiery została także ogłoszona europejska trasa koncertowa. I tutaj kolejna zła wiadomość – nie obejmie ona Polski, choć artysta w ciągu miesiąca zagra w większości blisko położonych krajów – w Czechach, Niemczech, Austrii, Belgii, Holandii, Francji, Szwecji itp. Jak na razie pozostają więc wspomnienia z niedawnego koncertu w Spodku w ramach Metal Hammer i tracklista:Revelation #12Tattooed In ReverseWE KNOW WHERE YOU FUCKING LIVESAY10KILL4MESaturnaliaJE$U$ CRI$I$Blood HoneyHeaven Upside DownThreats Of Romance Gdy w wieku 11 lat poznał "Nevermind" Nirvany, nic nigdy nie było już takie samo. Od tamtej pory pozostaje niezmiennie wierny swojej jedynej prawdziwej miłości - muzyce rockowej. Od 16 lat jeździ na koncerty, kolekcjonuje płyty, potrafi wymienić chronologicznie wszystkich członków The Fall. Zapatrzony w największych, ich wzorem pragnie rozsiewać... dobrą rockową nowinę! Marilyn Manson, Stone Sour Jeśli chcesz otrzymywać informację o podobnych wydarzeniach w przyszłości już teraz zapisz się do naszego FAN ALERTU! Zapisałeś się do fanalertu Jesteś zapisany do tego fanalertu Podczas wysyłania formularza wystąpił błąd, spróbuj ponownie później  Podając adres e-mail i wysyłając nam go jednocześnie wyraźnie potwierdzasz, że zgadzasz się na przesyłanie przez eBilet Polska sp. z informacji handlowych drogą elektroniczną zawartych w przesyłanym przez nas materiale marketingowym, a dotyczących produktów i usług naszych oraz naszych partnerów biznesowych. W celu świadczenia usługi będziemy przetwarzać Twoje dane osobowe w zakresie podanego przez Ciebie adresu e-mail. Możesz w każdym momencie cofnąć zgodę bez podawania przyczyny, lecz bez wpływu na zgodność z prawem przetwarzania przed jej cofnięciem. Pełną informację RODO, w tym o przysługujących Ci prawach do zapomnienia, sprostowania, przeniesienia, dostępu, sprzeciwu znajdziesz w Polityce prywatności Regulamin świadczenia usług drogą elektroniczną dostępny jest tutaj Rezygnację z FAN ALERTU należy przesłać na adres iod@ Fot. Romana Makówka/ Trasa koncertowa z Brianem Warnerem to nie są rurki z kremem, a Korn i Danzig mogą coś na ten temat powiedzieć… Marilyn Manson zdobył swoją wielką sławę w równym stopniu świetną muzyką, co szokującymi ekscesami. Wiele z nich owiane jest legendą, wiele z nich sam artysta zwyczajnie sfabrykował na potrzeby publicity, ale w każdym micie jest ziarnko prawdy…Skandale na koncertach to dla tego muzyka norma. Brian jest niegrzeczny zarówno na scenie, jak i na backstage’u, a ofiarami jego szaleństw czasem padają także koledzy po fachu. W wywiadzie dla The PRP, którego udzielił razem z Robem Zombie opowiedział o numerach, jakie wywijał Kornowi i Danzigowi, kiedy grał z nimi trasę w 1995 roku. Marilyn: To na pewno był Danzig… Danzig i Korn byli przed nami. Zwykle sikałem do ich Jeśli jest potrzeba, to Nie, po prostu myślałem, że to było zabawne, wchodzili przed nami…Rob: Czekaj, to był catering Korna czy Danziga?Marilyn: Nie, nie. Korna. Jeśli chodzi o Danziga, to używałem jego busa jako miejsca stosunków seksualnych. Marilyn Manson - kontrowersjeMansion łatkę enfant terrible rocka ma przyklejoną od lat i nie zamierza się jej pozbywać. Wciąż nie unika kontrowersyjnych wypowiedzi – potrafi na przykład uznać za swojego bohatera Lucyfera, a kobietom biorącym udział w ruchu #metoo radzić, by zamiast opowiadać o swoich przeżyciach w mediach, poszły na Manson – koncert w Polsce13 czerwca 2018 Marilyn Manson wystąpi w Warszawie na Torwarze. Supportem będzie Stone Sour. Coreyowi Taylorowi radzimy – lepiej pilnuj swojego obiadu! Maciej Koprowicz Redaktor antyradia 13 czerwca Marilyn Manson wystąpił na Torwarze. Poza fałszywym – jak się okazało – alarmem bombowym, który przerwał koncert na 20 minut, nie wydarzyło się nic makabrycznego. Podczas, gdy kontrowersyjny amerykański piosenkarz odprawiał swoje satanistyczne rytuały, na zewnątrz życie toczyło się normalnym torem. Samochody jeździły, psy obsikiwały latarnie, Wisła płynęła w kierunku Bałtyku, słońce zachodziło na zachodzie. Nie to, co kiedy 17 lat wcześniej Manson miał wystąpić dokładnie w tym samym miejscu, tyle że 13 lutego. O koncercie trąbiły wszystkie stacje telewizyjne i gazety, od prawa do lewa. News o koncercie rockowego kwintetu z USA miał rangę niemal równą wizycie amerykańskiego prezydenta. Aby powstrzymać fanów Marilyna Mansona przed mordowaniem i składaniem w ofierze Szatanowi przechodniów, Torwar otoczyły oddziały policji ściągnięte z całego województwa. Następnego dnia media z wyraźną ulgą ogłosiły, że nie wybuchły żadne zamieszki, nie uszczuplono liczby stron w żadnej książce, nie został skrzywdzony żaden latający ani miauczący ssak. To na pewno dzięki temu, że wszystkiego pilnowała policja. Był 2001 rok i miałem wtedy 13 lat. Bardzo chciałem iść na ten koncert, ale rodzice mi nie pozwolili. Teraz jest rok 2018, mam 29 lat i postanowiłem, że jednak pójdę na ten koncert Marilyna Mansona na Torwarze. Będąc w podstawówce moje horyzonty muzyczne – co zrozumiałe – były mocno ograniczone. Pod wpływem starszej siostry interesowałem się głównie gitarową muzyką. Znałem głównie Deep Purple, Led Zeppelin, trochę Metalliki, trochę Nirvany. Internety dopiero raczkowały, więc moim oknem na muzyczny świat była stacja MTV2, która sama o sobie mówiła, że jest “alternative music television”. W odróżnieniu od zwykłego MTV, w którym królowała Christina Aguilera, Destiny’s Child czy Ricky Martin, MTV2 grało muzykę mniej lub bardziej wpasowującą się w moją dopiero co sformowaną muzyczną tożsamość, czyli gitarowe brzmienia – od indie rocka po metal. Kiedy zaczął się tam pojawiać teledysk do piosenki “Disposable Teens“, od razu łyknąłem przynętę. Wizerunek i muzyka Mansona podobały mi się same w sobie. Świadomość, że bycie fanem tego szaleńca latającego po scenie w pofarbowanych włosach i z makijażem na twarzy, prawdopodobnie strasznie wkurzy otaczające mnie społeczeństwo (miałem rację – wkurzyło), był tylko wisienką na torcie. Ale reakcja ogółu okazała się być istotna. W szóstej klasie podstawówki poszedłem pod prąd, deklarując swoją sympatię do czegoś, co było w opozycji do wszystkiego, co lubili moi rówieśnicy. Warto tutaj zaznaczyć dwie rzeczy. Po pierwsze i bez Mansona jakoś tak odstawałem od moich kolegów i koleżanek. Po drugie – być może nie każdy z moich czytelników zdaje sobie z tego sprawę, bo doświadczył czegoś innego – rock nie należał bynajmniej do ulubionych gatunków mojego pokolenia. W słuchawkach walkmenów i discmenów królował wówczas pop i techno (to drugie najlepiej jeśli pochodziło z wielkopolskiej wsi Manieczki), ewentualnie hip-hop. Ludzie, którzy słuchali jakiejkolwiek gitarowej muzy (obojętnie czy to był Slayer czy Radiohead) byli w mojej podstawówce i w moim gimnazjum dającą się policzyć na palcach jednej ręki mniejszością pogardzanych i poszturchiwanych nerdów. Archetyp nieudacznika, który poprzez przyniesienie gitary do szkoły zmienia się w bożyszcze płci pięknej, nigdy nie zadziałał. I wiem, co powiecie: może byłeś tak cholernie brzydki, że nawet gitara ci nie pomogła? Odpowiadam: nie, gitara po prostu nie wzbudzała zainteresowania dziewczyn, niezależnie od aparycji jej właściciela. “No, dobra, ale miałeś napisać coś o koncercie!” Spokojnie, dojdziemy do tego. Za kilka akapitów. Rysuję to bardzo szerokie tło dlatego, by uświadomić Wam, dlaczego Marilyn Manson jest dla mnie tak ważny. Jest na pewno jakaś alternatywna rzeczywistość, w której jest on po prostu jednym z wielu artystów, których muzykę po prostu bardzo, bardzo lubię. Ale fakt, że stał się elementem mojej tożsamości w którymś momencie mojego dorastania sprawia, że jego wpływ na moją osobowość sięga dalej poza inspiracje muzyczne. “Człowieku, nie przesadzasz? – powie ktoś – To tylko piosenkarz”. Jasne, że to tylko piosenkarz, nie żaden prorok. Miałem tego świadomość już wtedy. Choć traktowałem Mansona poważnie i byłem jego fanem, nigdy nie byłem jego wyznawcą. Nie mniej im bardziej spotykałem się z niechęcią nauczycieli i uczniów mojej szkoły do tej kontrowersyjnej postaci, tym większą czułem chęć głębszego zapoznania się z jego twórczością. Marilyn Manson był wówczas u szczytu swojej potęgi. Przejawiającej się nie tylko prezentującymi, moim zdaniem, mega wysoki poziom artystyczny płytami “Holy Wood“, “Antichrist Superstar” i moim absolutnym faworycie, czyli “Mechanical Animals“. Był wówczas także u szczytu swojej popularności. Ludzi, obojętnie czy kochających go, czy go nienawidzących, interesowało co powie, co zrobi. Reakcja polskich mediów na jego pierwszą wizytę w Warszawie nie wynikała (tylko) z prowincjonalności naszego kraju czy jego szczególnego przywiązania do wartości chrześcijańskich. W USA też palono płyty Mansona, nawoływano do odwoływania jego koncertów, a kiedy już się odbywały, towarzyszył im kordon policji. Tymczasem dzisiaj, myślę, że zarówno w Stanach, jak i w Polsce, koncert Mansona nikogo, poza fanami, nie obchodzi. Sądzę, że miało to wiele wspólnego z tym, że wówczas Marilyn miał coś do powiedzenia. Miał – jak to się mówi – przekaz. To nie było szokowanie i prowokowanie dla samego szokowania i prowokowania. Jego ataki na zinstytucjonalizowaną religię nie były obliczone tylko i wyłącznie na wywołanie uwagi mediów, ale przede wszystkim – przynajmniej w moich oczach – na zadawanie pytań o to, czy religia nie służy przypadkiem komuś do kontrolowania ludzi i wykorzystywania ich do realizowania własnych interesów. Ubrana w płaszczyk prowokacji satyra na hipokryzję społeczeństwa oczywiście nie sprawiała przy tym, że miliony naiwnych nastolatków na całym świecie przestawały kupować płyty i zasilać konto pana Briana Warnera plikami zieloniutkich dolarów – z tego też zdaję sobie sprawę. Ale do czego zmierzam, to mój pogląd, że oprócz formy, w twórczości Mansona była też treść. Obśmiewał hipokryzję i świętoszkowatość, drwił z polityków i celebrytów, krytykował przemoc i nietolerancję. A przede wszystkim był reprezentantem wszelkiego rodzaju wyrzutków, outsiderów, ekscentryków i nonkonformistów, do których zaliczałem się wówczas i chyba zaliczam się nadal. I to było dla mnie najważniejsze. Niestety niedługo po tym (zwłaszcza patrząc z odległości prawie dwóch dekad), jak kupiłem swoją pierwszą kasetę Mansona, postanowił on zrezygnować z jakkolwiek pojmowanej funkcji artysty zaangażowanego. Zamiast tego, uciekł w dadaistyczno-nihilistyczną sztukę dla sztuki, którą mniej lub bardziej kontynuuje do dziś. Efektem była kolejna po “Holy Wood” płyta zatytułowana “Golden Age of Grotesque“. Obiektywnie – wciąż na wysokim poziomie, ale dla mnie – to już nie było to. Zbiegiem okoliczności, właśnie gdzieś w okolicach tej inspirowanej latami międzywojennej burleski, Manson przestał być istotny dla jakiejkolwiek debaty publicznej, stał się po prostu kolejną barwną postacią na kolejnej celebryckiej imprezie w Los Angeles. Pod względem artystycznym i komercyjnym zamknął się w niszy, w której tworzy dla wiernej publiczności, bez ambicji ponownego zdobycia serca kogokolwiek spoza określonej grupy docelowej. I żeby nie było – to jest całkowicie w porządku. Każdy artysta ma przecież swój złoty wiek (w tym wypadku – o ironio – skończył się on wraz z wydaniem albumu ze “złotym wiekiem” w nazwie). Marilyn Manson nie jest pierwszym ani ostatnim muzykiem, który swą twórczością przestał trząść posadami świata. Nie jest pierwszą gwiazdą rocka, której przybyło centymetrów w pasie i ubyło włosów na głowie. Nie jest pierwszym człowiekiem, w którego karierze nastąpił efekt plateau. Ba, z perspektywy czasu widzę, że późniejsze albumy prezentują wciąż wysoki poziom, a każdy kolejny wprowadza powiew świeżości pod względem muzycznym. Ani “Golden Age of Grotesque”, ani późniejsze płyty po prostu nie spełniły wygórowanych oczekiwań, jakie miałem. Straciły to coś, co sprawiało, że byłem w stanie identyfikować się z podmiotem lirycznym z “Holy Wood” czy “Mechanical Animals”. Być może dlatego, że sam także się zmieniłem. W każdym razie mój poziom zainteresowania Marilynem Mansonem znacznie spadł. W międzyczasie odwiedzał on Polskę kilka razy, ale jakoś nie chciało mi się iść na jego koncert, zwłaszcza jeśli odbywał się np. w Poznaniu. Oczywiście inspiracje z czasów mojej fascynacji tym artystą trwały we mnie przez cały czas. Trudno, żeby było inaczej, skoro to jego riffy były jednymi z pierwszych, których próbowałem nauczyć się grać na gitarze, a pierwsze utwory, jakie kiedykolwiek skomponowałem (na szczęście tylko w mojej głowie – nie zostały nigdzie zapisane ani nagrane), to ordynarne zrzyny z numerów z “Holy Wood”. Ale Manson i ja żyliśmy sobie niezależnie nie wchodząc sobie wzajemnie w drogę przez kilkanaście lat. Zmieniło się wiele rzeczy. Niewątpliwie obydwaj wzbogaciliśmy się w tym czasie o kilka kilo tkanki tłuszczowej. Aż tu nagle ogłoszono, że Marilyn Manson wystąpi – tak jak przed siedemnastoma laty – na Torwarze. Uznałem, że to znak. To znaczy wiem, że wszechświat nie wysyła żadnych znaków. Niemniej uznałem, że to jest właściwy moment, by w zgrabny sposób dopełnić moją relację z moim idolem z dawnych lat. Dlatego mimo obaw, że mój bohater może być zaledwie cieniem dawnej chwały, a koncert może okazać się rozczarowaniem i zepsuć mój wyidealizowany obraz artysty, postanowiłem kupić bilet. Wątpliwości, czy aby na pewno nie zrujnuję sobie Mansona, miałem do ostatnich minut przed jego wejściem na scenę. Ale kiedy już się pojawił i zaintonował “Irresponsible Hate Anthem“, obudził się we mnie nastoletni Rogal i zaczął radośnie skandować “Fuuuuuck it!”. Ten dziecięcy entuzjazm, co jakiś czas opadał, przeważnie na – cóż za niespodzianka – nowszych numerach, ale jednak przez cały koncert się utrzymywał. A nie było łatwo. Przerwanie koncertu po sześciu utworach wiadomością o ewakuacji (“Ale jak to? Wybierałem się na ten koncert przez siedemnaście lat i kończy się on po trzydziestu minutach?) na pewno nie przyczyniło się do podtrzymywania nastroju. Nie pomagały też z pewnością absurdalnie długie przerwy pomiędzy piosenkami. Dość często powracającym tematem na próbach 1965 jest kwestia przerw między utworami. “Chłopaki, jeśli będziemy mieli zbyt długie przerwy, to ludzie się znudzą, opadnie entuzjazm, musimy robić jak najkrótsze przerwy”. Jak widać jednak odstępy między utworami, nieraz równie długie, co same utwory, nie zaszkodziły Mansonowi. W sumie to Axl Rose też znika ze sceny na dobrych kilka minut, by zmienić przepoconą koszulkę, choć w przypadku Gunsów trzeba przyznać, że w tych momentach możemy sobie posłuchać solówek Slasha. Marilynowi nie zaszkodził też ogólny spadek formy. Głos, energia i prezencja sceniczna to z pewnością już nie to samo, co kiedyś. Wtedy mieliśmy do czynienia (jak się domyślam, bo przecież na żywo tego nie widziałem) z osobnikiem z innej planety. Teraz mamy do czynienia z człowiekiem z krwi i kości noszącym brzemię zbliżającej się wielkimi krokami pięćdziesiątki. Gdyby ten koncert był moją pierwszą stycznością z Marilynem Mansonem, to na pewno nie zostałbym po nim jego fanem. To nie był koncert, który przekonałby kogokolwiek poza już przekonanymi. A jednocześnie – co może się wydawać dziwne – nie odczułem niesmaku, który mógłby czuć fan, kiedy jego prorok z gniewnych lat obrósł w tłuszcz. W moim dziecięcym zachwycie nad przebojami młodości i wykrzykiwaniu tekstów piosenek, które kiedyś były moimi hymnami dużą rolę odegrała z pewnością nostalgia. Ale nawet będąc tego w pełni świadom cieszę się, że poszedłem na ten koncert. Teraz spędzę zapewne kilka dni na sentymentalnej podróży przez klasyczne płyty, ale także na zgłębianiu słabo dotąd przeze mnie zbadanego świata nowszych albumów. 13 czerwca 2018 na warszawskim Torwarze odbędzie się koncert jednej najbarwniejszych i najciekawszych postaci rockowej sceny – Marilyn Manson na jedynym koncercie. Gościem specjalnym będzie Stone Sour. Skandaliczny wizerunek, odrzucenie konserwatywnych wartości, a przede wszystkim porażająco mocna muzyka z kontrowersyjnym przesłaniem – to wszystko sprawiło, że w latach 90. Marilyn Manson niemal od razu stał się wrogiem publicznym nr 1, a dla milionów fanów – ikoną. REKLAMA Po upływie ponad 20 lat nie sposób podważyć jego wysokiej pozycji wśród najważniejszych i najbardziej wpływowych gwiazd rocka wszech czasów. Jego sztuka wymknęła się z ram muzyki, przenikając do świata mody, telewizji, filmu i innych form współczesnej kultury. Po kilku latach milczenia Marilyn Manson powrócił z dziesiątym albumem “Heaven Upside Down”, który zaprezentuje podczas koncertu w Warszawie. Przed gwiazdą wieczoru zagra inna rockowa potęga – Stone Sour. Stone Sour ma na swoim koncie 6 albumów studyjnych, które sprzedały się na całym świecie łącznie w ponad czterech milionach kopii. Debiutancki album grupy z 2002 roku od razu został uznany jako jeden z najpopularniejszych i najbardziej znaczących hardrockowych wydań XXI wieku. Materiały promocyjne partnera ▸ Przeczytaj również: Iron Maiden wracają do Polski (data, miejsce, bilety) Najnowszy krążek zespołu nosi nazwę “Hydrograd”. – Naszym jedynym celem było stworzenie czadowego, rockandrollowego albumu – mówi wokalista, Corey Taylor. – Wyluzujmy, pozwólmy piosenkom odwalić robotę i stworzyć najlepszą rockandrollową playlistę, jaka kiedykolwiek powstała. Stone Sour tworzą: Corey Taylor (wokal), Josh Rand (gitara), Roy Mayorga (perkusja), Johny Chow (bas) i Christian Martucci (gitara). Bilety w cenie 169 zł dostępne będą w przedsprzedaży dla zarejestrowanych użytkowników od piątku 17 listopada od Przedsprzedaż potrwa 12 godzin. Ogólna sprzedaż ruszy w poniedziałek, 20 listopada o na i POSŁUCHAJ SINGLA MARILYN MANSON – KILL4ME POSŁUCHAJ SINGLA STONE SOUR – ROSE RED VIOLENT BLUE

marilyn manson trasa koncertowa 2018